niedziela, 26 listopada 2017

Obce dźwięki - soundtrack Jeda Kurzela do filmu "Alien: Covenant"

 
Muzyka od zawsze była szalenie istotnym elementem filmów z serii Alien. Los chciał, że do każdej części angażowano innego kompozytora, ale zmiany na tym stanowisku pomagały uwypuklić różnice w charakterze samych filmów. Przy okazji Alien: Covenant, Ridley Scott był wierny tej tradycji, ale z przypadku. Harry Gregson-Williams, autor części muzyki do “Prometeusza” (głównym kompozytorem był Marc Streitenfeld) miał powrócić, ale ostatecznie wycofał się z projektu zrzucając winę na inne zobowiązania i brak zgodności co do wizji twórczej. Ostatecznie zadanie zostało powierzone australijskiemu kompozytorowi Jedowi Kurzelowi.
Kurzel to ciekawa postać. W przeciwieństwie do Gregsona-Williamsa (i większości jego poprzedników), nie jest on kompozytorem-dyrygentem, ale wokalistą i gitarzystą oraz autorem piosenek w zespole The Mess Hall. Jego kompozytorskie CV nie jest zbyt okazałe, ale przez ostatnie lata Kurzel uczestniczył w produkcji kilku większych tytułów, takich jak np. Makbet (w reżyserii jego brata Justina Kurzela) oraz Assassin’s Creed (co ciekawe, w każdym z tych filmów gra Michael Fassbender).
Zapoznając się z jego muzyką do filmu Alien: Covenant, od razu można wyczuć pewien powiew świeżości. O ile Marc Streitenfeld i Harry Gregson-Williams zaprezentowali w „Prometeuszu”, o wiele bardziej klasyczny hollywoodzki score, tak w „Przymierzu” mamy do czynienia z czymś bardziej współczesnym.
 
Główny motyw filmu „Alien Covenant” słyszymy już w pierwszym utworze „Incubation” (powraca również we fragmentach „Neutrino Blast”, „Spores”, czy „The Med Bay”). To krótka i dosyć minimalistyczna kompozycja, niemal jingiel. Kurzel łączy tu ze sobą elementy elektroniki i przetworzonej gitary. Nie jest to typowy „main theme” do jakich jesteśmy w „Obcym” przyzwyczajeni, ale brzmi niepokojąco i zapada w pamięć, a więc spełnia swoją rolę.
Następnie zostajemy zalani znajomymi dźwiękami. Prawdopodobnie na prośbę Scotta, Kurzel wziął na warsztat fragmenty motywów Jerry’ego Goldsmitha z oryginalnego „Obcego” z 1979 r. Kompozytor użył ich dosyć dosłownie, co ostatecznie zadziała na jego niekorzyść.
Nawiązania do pierwszego „Obcego” pojawią się jeszcze w utworach „Planet 4” i „Salis” gdzie Kurzel na zmianę cytuje i próbuje udawać Goldsmitha. To właśnie te fragmenty najbardziej wbiją nam się w uszy podczas oglądania filmu. Co nas czeka dalej?
 
Dalej, jest bardzo różnorodnie i odnoszę wrażenie, że Jed Kurzel nie mógł się zdecydować na jeden środek wyrazu, dlatego eksperymentował ze wszystkim, co się dało. Otrzymujemy zatem np. skromne motywy zagrane na pianinie (w „A Cabin on The Lake” i „Chest Burster”), które przywodzą na myśl echa tego typu miniaturek autorstwa Vangelisa do filmu „Blade Runner” (ale to bardzo dalekie skojarzenie). Kurzel robi też użytek z orkiestry, czasami operując nią jako tłem („Launcher Landing”, „Dead Civilization”), ale nieraz w pełni wykorzystując jej potencjał, zwłaszcza w kompozycji „Cargo Lift” (która, z wyraźnymi wschodnimi wpływami, przywodzi na myśl poprzednie dzieło kompozytora – „Assassin’s Creed”) oraz „Terraforming Bay”, które utrzymuje napięcie właściwe ilustrowanej scenie. Pojawia się też kilka nawiązań do innych filmów z serii „Alien”, trudno powiedzieć, czy to nawiązania świadome, czy przypadkowe (nie wierzę w to drugie). Pamiętacie słynną kompozycję „AdagioElliota Goldenthala, która w „Alien 3” stanowiła tło dla sceny, w której Ripley skacze do kotła? Kurzel, krótko ale bardzo wyraźnie cytuje tamten utwór na początku „Lonely Perfection”. Tutaj również możemy odnaleźć dźwiękotwórcze, ostre wejścia skrzypiec, które budzą jednoznaczne skojarzenie z tego typu zabiegami użytymi w „Aliens” przez Jamesa Hornera. Całość wydania „płytowego” kończy „Alien Covenant Theme”, czyli kolejna wariacja na temat Goldsmitha.
 
Soundtrack „Alien: Covenant”, mimo że brzmi świeżo (ciekawie łącząc ze sobą elektronikę, muzykę eksperymentalną i udział orkiestry) nie jest zbyt oryginalny, podobnie zresztą jak poprzednie dzieło Kurzela do „Assassins Creed”. Jedyny motyw, który zapamiętacie, to motyw główny, oraz wszelkie cytaty z kompozycji Jerry’ego Goldsmitha. Reszta ma momentami charakter wręcz opisowy, wprowadzając widza (bardziej niż słuchacza) w konkretny stan, który koresponduje z tym, co dzieje się na ekranie. I tu dochodzimy do sedna sprawy – jak ta muzyka sprawdza się w filmie?
Po seansie będzie Wam się zdawało, że prawie jej nie było (podobnie jak w oryginalnym „Obcym” z 1979 r.). Główny motyw, cytaty z Goldsmitha (oraz muzyki klasycznej), a reszta? Reszta tam jest, ale często płynie zepchnięta na daleki plan. To taka muzyka, którą bardziej odczuwamy niż słyszymy. Różnica stałaby się bardziej klarowna gdyby ją ze scen wyciąć i dokonać wtedy porównania. Zresztą, jest ona czasami bardzo cicha i nie wychodzi na bliższy plan tak jak to miało miejsce w „Aliens” Camerona. Oczywiście, nieraz zdarzy się, że proponowane przez Kurzela kompozycje będą brzmieć tak generycznie, że po prostu „przelecą” nam koło ucha. Niestety tak będzie często.
 
Dla przeciętnego słuchacza, a nawet miłośnika muzyki filmowej, soundtrack “Obcy: Przymierze” może okazać się zbyt chaotyczny, niejednolity i przede wszystkim mało oryginalny, o ile nie mówiąc wprost – nudny. Przychylniej odniosą się do tego dzieła fani np. drone, czy dark ambientu, którzy cenią sobie dźwięk sam w sobie jako narzędzie ilustrujące atmosferę, bez użycia konkretnych melodii, czy bardziej tradycyjnych zabiegów muzycznych. Nie jest to dzieło wybitne, raczej poprawne z zadatkami na dobre (co niestety nie zostało w pełni zrealizowane). Kurzel musi jeszcze sporo popracować, aby można było go stawiać w jednym szeregu z Goldsmithem, Hornerem i Goldenthalem, czy nawet Johnem Frizzellem.
Duży plus ode mnie za świeże podejście do tematu, ciekawe instrumentarium i odwagę. Niestety, w ostatecznym rozrachunku, to trochę za mało.

Recenzja pojawiła się oryginalnie na stronie Alien Hive.

https://alienhive.pl/obcy-przymierze-soundtrack/

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz